Etykiety

30 maja 2018

Zero waste... of money!

To nie jest coś, do czego przygotowywałam się tygodniami, robiąc research, pranie mózgu, postanowienia noworoczne i zapasy. Wpadłam na ten pomysł wczoraj i zamierzam realizować go od jutra. Przez miesiąc nie wydawać kasy...


Nie chodzi o to, żeby przetestować trend. Niespecjalnie kręcą mnie publikacje na ten temat, nie czuję się ich adresatką. Sądzę, że wiele "zasad" zero waste mam wpojone od dziecka, a z drugiej strony myślę, że nie na wszystkim trzeba już tak koniecznie oszczędzać. Niektóre rzeczy naprawdę są po to, żeby nam było wygodniej, łatwiej i przyjemniej i ja z tym nie walczę.

Pomysł pojawił się w momencie, gdy złapałam się na tym, że kolejny dzień z rzędu dywaguję na temat rzeczy, które "mogłyby się nam przydać". Akurat na tapecie była plaża, więc zajęłam się wymyślaniem, co na taką plażę można by zabrać. Co sprawiłoby, że wypoczynek byłby jeszcze bardziej przyjemny, komfortowy i bezpieczny. Jakimi gadżetami muszę się obłożyć, żeby się nie denerwować? Mówiąc krótko, jak mogę wykupić sobie gwarancję na pełen relaks? 

Rozmyślałam tak sobie o tym jak to zrobię nam te all inclusive, kupię te kilkanaście drobiazgów i będę tak z tego kooorzyyystać, gdy dotarło do mnie, że oto właśnie jestem na plaży, na którą przyjechałam po drodze, bez niczego i jest wspaniale! A ja chcę kupić kilkanaście umilaczy, żeby było "jeszcze lepiej"! 

Oczywiście nie ma nic złego w byciu profesjonalnym plażowiczem. Zgrzyt usłyszałam gdy zauważyłam swoje oczekiwania, że to gadżety dostarczą mi wrażeń, a nie sytuacja sama w sobie. 

Wnioski były szybkie: tworzę fikcyjne potrzeby, wydaję za dużo hajsu, po co mi to? Postanowiłam  przez miesiąc nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy.

Nie wiem jak to będzie, nic sobie nie przysięgam, idę na żywioł, zobaczymy w praniu. Przyjmuję kilka ramowych zasad. 

1. Kupuję paliwo, jeżdżę autem, palę benzynę jak zła.

2. Ponoszę te same opłaty stałe typu rachunki.

3. Kupuję jedzenie, ale: planuję jadłospis z uwzględnieniem zapasów ze spiżarni (czas ugotować te wszystkie kasze), dokupuję tylko brakujące składniki.

4. Nie kupuję nic więcej, chyba, że będzie mi to napraaawdę potrzebne albo oczywiście gdy pojawi się jakaś awaria. Zero spontanicznych zakupów w stylu "idę do Lydla po chleb i pomidory, a przy kasie znów stówa i kilogram byle czego". Zero ciuchów, kosmetyków, durnostajek, przekąsek na mieście, jedzenia na zapas, gadżetów do domu, ogrodu, samochodu. Na plażę też nie.

5. Szukam darmowych form relaksu.

Myślę, że nie jest to zbyt ortodoksyjne podejście do tematu, jednakowoż stanowi dla mnie wyzwanie. W zasadzie zamierzam kupować tylko paliwo i przemyślaną spożywkę! 

Co chcę osiągnąć? Wolność!

Większą świadomość potrzeb. Satysfakcję.

Temat jest jak najbardziej do ogarnięcia. Szczególnie, że liczę na to, że Ktoś zaprosi mnie w najbliższym miesiącu na lody i do kina ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz