Etykiety

9 czerwca 2015

5 genialnych akcesoriów dla świeżo-upieczonych rodziców.


Zostając rodzicem weszłam na rynek produktów dla dzieci, który zdaje się nie mieć granic. Ani pod względem mnogości artykułów, ani zdrowego rozsądku. Niedoświadczeni rodzice są łatwym celem dla marketingowców i muszę przyznać, że nietrudno wpaść w pułapkę pt. 'dziecku żałujesz?'. Dziś o tych zakupach, które faktycznie 'robią robotę'.



Myślę, że można obejść się bez większości produktów z podręcznikowej listy wyprawkowej. Jednak jest kilka rzeczy, które zaoszczędziły nam nerwów i po prostu uczyniły życie łatwiejszym. 

1. Monitor oddechu


Środek nocy. Jedno senne spojrzenie na światełko w kącie, miga - jest OK, śpię dalej. Czuwa mój przyjaciel, monitor oddechu. Bez niego, wbrew zdrowemu rozsądkowi, setki razy sprawdzałabym 'czy dziecko oddycha'. Dwukrotnie zresztą włączył nam się alarm (być może fałszywy, tego nie wiem...). Nie było przesłanek, by zaopatrywać się w to urządzenie, dedykowane dla wcześniaków i dzieci chorych. Minusem była też dość wysoka cena. Jednak uważam, że dzięki tej małej fanaberii mam na koncie znacznie więcej przespanych godzin, co jest bezcenne.

2. Nosidełko ergonomiczne


Absolutnie świetne i godne polecenia, a polecać trzeba gorąco, bo - znów - wydatek ponad czterystu złotych na kawałek bawełny z plastikowymi klamerkami. Przeciętnie zarabiający Rodzic się zawaha. Nam było łatwiej, bo miałam możliwość wypożyczenia i przetestowania takiego nosidła. Okazało się absolutną rewelacją. Odciążyło nam ręce i kręgosłupy, a dziecko noszone jest we właściwej i wygodnej (dla niego i da nas) pozycji. Od kiedy je mamy (nosidełko, nie dziecko) przestaliśmy w ogóle używać wózka. Nosidełko 'instaluje się' błyskawicznie i fruwaj moja marynaro. Wchodzisz z nim wszędzie jak za starych czasów, masz wolne obie ręce, dzieciak zadowolony obserwuje świat - bomba. Od zwykłych nosidełek ergonomiczne odróżnia konstrukcja przyjazna prawidłowemu rozwojowi fizjologicznemu. Od chust - łatwość i szybkość montażu. A facet z nosidełkiem wzbudza mniejszą sensację niż z chustą. Panowie też chętniej wybierają nosidło jako bardziej stabilne i łatwiejsze w obsłudze.

3. Termos


Mała rzecz, a cieszy. W szkole rodzenia uczono nas, aby nie używać do przewijania chusteczek, tylko zwykłą, ciepłą, przegotowaną wodę. Podgrzewanie jej za każdym razem może być sportem dla wytrwałych. Ogrzewanie wacików w dłoni zimą się nie sprawdziło. Uzupełniany każdego ranka niewielki termos sprawdził się znakomicie. Zastosowanie znalazł też wielokrotnie poza domem, w sytuacjach gdy trzeba było awaryjnie przygotować mleko modyfikowane.

4. Aspirator do nosa podłączany do odkurzacza


'Gruszki' poszły w odstawkę. Teraz rządzą aspiratory, zwane uroczo flukomatami. Na rynku jest kilka popularnych modeli. Mnie zaintrygował ten podłączany do odkurzacza. Brzmiało przerażająco, ale stwierdziłam, że warto zaryzykować. To był strzał w dziesiątkę. Niezwykle efektywny. W sekundę i bez żadnego wysiłku. Dziecko od pierwszych dni przyzwyczajone do tego zabiegu, nie zwraca uwagi na szum odkurzacza czy ssanie - które, wbrew wyobrażeniom, nie wysysa mózgu przez nos. Niezastąpiony przy przeziębieniach.

5. Torba do wózka


Torebek w mojej garderobie nie brakuje. Zastanawiałam się czy jest sens kupować kolejną. Jest. Torba do wózka to małe centrum dowodzenia. Zawsze zwarta i gotowa do akcji, przygotowana na wszelkie ewentualności. Przed wyjściem nie zastanawiam się czy mam wszystko - wiem, że mam i w razie potrzeby jak automat sięgam do jednej z licznych kieszonek po potrzebne mi natychmiast akcesoria. Przewijanie poza domem czy na kanapie? 5 sekund. No i taką 'torebka' pasuje też facetom.

Powyższe rzeczy nie są oczywiście niezbędne, jednak życzę wszystkim, by mogli sobie na nie pozwolić. Jeżeli jednak miałabym wybrać jeden - byłby to monitor oddechu.

A Wy bez czego nie możecie się obejść przy dzieciach? Podzielcie się swoimi must-havami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz